Badziewie, cacuszka i świecidełka
Muzeum w StargardzieRok wydania: 2016
ISBN: 978-83-61456-85-8
Oprawa: miękka
Ilość stron: 52
Wymiary: 155 x 235
Dostępność: Na półce
21.00 zł
"Wybrane elementy kultury materialnej okolic Stargardu na przestrzeni wieków widziane przez pryzmat odkryć archeologicznych". Taki tytuł mogłaby nosić wystawa, gdyby nie nazywała się „Badziewie, cacuszka i świecidełka”.
Skąd to „Badziewie”? Odpowiedź jest prosta. Zdecydowana większość znalezisk archeologicznych to naczynia, a właściwie fragmenty naczyń, stłuczki. Talerze, garnki, kubki, miski, tysiące fragmentów naczyń. Prawie wszystkie są egzemplarzami
„powypadkowymi”. Znamy to i dziś. Jak nazywamy nasze śmieci? Tu może się pojawić pytanie: po co w takim razie prowadzić wykopaliska? Po co podejmować trud i przeznaczać środki na badania archeologiczne? Jednym ze standardowych
działań detektywistycznych jest szperanie w śmieciach, zatem można zaryzykować twierdzenie, że archeolog to detektyw na śmietniku historii. Jest to jedyna droga, aby poznać życie zwykłych ludzi, dla których zabrakło miejsca na kartach
historii.
Wśród znalezisk archeologicznych zdarza się natrafić na coś, co typowym nie jest. Czasem o wyjątkowości tych „cacuszek” świadczy ich unikatowość, to że zwyczajnie są, że się zachowały, choć ze względu na materiał, z którego zostały wykonane,
nie miały prawa przetrwać przez wieki w ziemi. „Cacuszka” są kategorią najbardziej subiektywną, bo biorąc za przykład drewniane wiadro, trudno XVIII-wiecznych użytkowników podejrzewać o szczególne jego traktowanie.
„Świecidełka”, to pojęcie, którego, mam nadzieję wyjaśniać nie trzeba, choć „nie wszystko złoto co się świeci”.
Na wystawie zaprezentowano 156 eksponatów ujętych w 140 pozycji katalogowych. Najstarszym z prezentowanych przedmiotów jest neolityczny (młodsza epoka kamienia) toporek, najmłodszym zaś srebrna bransoleta wykonana przed 1945
rokiem. Przepaść chronologiczna, liczona w tysiącach lat, w przypadku niniejszej wystawy nie jest istotna, ponieważ jej zamierzeniem nie jest ukazanie ciągłości zmian w kulturze materialnej.
Dziś wiele pojęć i zjawisk historycznych to coraz częściej abstrakcja. Opowieść o przeszłości jest niemal jak baśń i mogłaby się zaczynać od "Dawno, dawno temu…" Jednocześnie zachłyśnięci cudami techniki uważamy się za wynalazców wszystkiego. Zestawienie eksponatów z dzisiejszymi odpowiednikami ma uzmysłowić zwiedzającemu, zwłaszcza młodemu, że tak
nie jest. Celem jest, aby wystawa ukazała, że dekady czy wieki temu żyli tu ludzie nie tak bardzo różni od nas samych".
Fragment wstępu do katalogu wystawy autorstwa M. Burdzieja
Skąd to „Badziewie”? Odpowiedź jest prosta. Zdecydowana większość znalezisk archeologicznych to naczynia, a właściwie fragmenty naczyń, stłuczki. Talerze, garnki, kubki, miski, tysiące fragmentów naczyń. Prawie wszystkie są egzemplarzami
„powypadkowymi”. Znamy to i dziś. Jak nazywamy nasze śmieci? Tu może się pojawić pytanie: po co w takim razie prowadzić wykopaliska? Po co podejmować trud i przeznaczać środki na badania archeologiczne? Jednym ze standardowych
działań detektywistycznych jest szperanie w śmieciach, zatem można zaryzykować twierdzenie, że archeolog to detektyw na śmietniku historii. Jest to jedyna droga, aby poznać życie zwykłych ludzi, dla których zabrakło miejsca na kartach
historii.
Wśród znalezisk archeologicznych zdarza się natrafić na coś, co typowym nie jest. Czasem o wyjątkowości tych „cacuszek” świadczy ich unikatowość, to że zwyczajnie są, że się zachowały, choć ze względu na materiał, z którego zostały wykonane,
nie miały prawa przetrwać przez wieki w ziemi. „Cacuszka” są kategorią najbardziej subiektywną, bo biorąc za przykład drewniane wiadro, trudno XVIII-wiecznych użytkowników podejrzewać o szczególne jego traktowanie.
„Świecidełka”, to pojęcie, którego, mam nadzieję wyjaśniać nie trzeba, choć „nie wszystko złoto co się świeci”.
Na wystawie zaprezentowano 156 eksponatów ujętych w 140 pozycji katalogowych. Najstarszym z prezentowanych przedmiotów jest neolityczny (młodsza epoka kamienia) toporek, najmłodszym zaś srebrna bransoleta wykonana przed 1945
rokiem. Przepaść chronologiczna, liczona w tysiącach lat, w przypadku niniejszej wystawy nie jest istotna, ponieważ jej zamierzeniem nie jest ukazanie ciągłości zmian w kulturze materialnej.
Dziś wiele pojęć i zjawisk historycznych to coraz częściej abstrakcja. Opowieść o przeszłości jest niemal jak baśń i mogłaby się zaczynać od "Dawno, dawno temu…" Jednocześnie zachłyśnięci cudami techniki uważamy się za wynalazców wszystkiego. Zestawienie eksponatów z dzisiejszymi odpowiednikami ma uzmysłowić zwiedzającemu, zwłaszcza młodemu, że tak
nie jest. Celem jest, aby wystawa ukazała, że dekady czy wieki temu żyli tu ludzie nie tak bardzo różni od nas samych".
Fragment wstępu do katalogu wystawy autorstwa M. Burdzieja
Klienci, którzy oglądali tą książkę oglądali także: