Dostojewski
Fundacja Augusta hr. CieszkowskiegoRok wydania: 2014
ISBN: 1897-1555
Oprawa: miękka
Ilość stron: 320
Wymiary: 165 x 235
Dostępność: Na półce
20.00 zł
Kwartalnik Kroson / nr 1 / 2014.
Metafizyka, kultura, religia
Pewien Rosjanin, któremu zarzucano chroniczną niepunktualność i brak szacunku dla innych, miał odpowiedzieć: „Tak, życie to rzecz trudna! Są w nim chwile, które należy przeżyć w sposób właściwy, a to jest o wiele ważniejsze niż spóźnienie na spotkanie”. W sposób właściwy, mógłby dodać Dostojewski, należy przeżywać nie chwile, ale całe swoje życie. A także – być może – jego śmierć.
Śmierć czyni rzeczywistość czymś strasznym, prawa naturalne – czymś nieubłaganym. Człowiekowi ciężko jest żyć z taką wiedzą, dlatego chce ją zaczarować, zagadać. W twórczości Dostojewskiego zagaduje ją diabeł, zagadują też zwykli ludzie. Świat, powiadają, ma postać wodewilu. Bliżej mu do groteski niż do tragedii. Bawmy się zatem aż do utraty sensu i tchu, aż do otumanienia zmysłów, gdyż nawet po śmierci żadnej śmierci przecież nie ma. „Po śmierci ciało jeszcze raz jakby ożywa, resztki życia koncentrują się, ale tylko w świadomości” – stwierdza u Dostojewskiego pewien nieboszczyk podczas menippejskiej konwersacji. „Nie potrafię dokładnie wytłumaczyć, ale jest to tak, jakby życie trwało nadal siłą bezwładności”. Śmierć zatem to akt złej wiary, rezultat przyjęcia fałszywych założeń. Skoro żyjemy – powtórzmy ten wytarty sofizmat – śmierci nie ma, a gdy nadchodzi, nie ma nas. Bohaterowie Dostojewskiego kwestionują nawet to – mogłoby się wydawać – zdroworozsądkowe ustalenie. Po śmierci czeka nas, mówią, życie – życie wieczne: te same przyjemności, ta sama groteska, ten sam bal, określające doczesność ludzką. Perspektywa, o której tu mowa, to punkt widzenia zwierząt zamkniętych w chwili teraźniejszej jak w klatce. Jego antypody stanowi świadomość Wielkiego Inkwizytora, bohatera opętańczej mowy Iwana Karamazowa. W wizji Inkwizytora, w której zwalczają się najbardziej skłócone idee – miłość do ludzi z pogardą do nich, adoracja Chrystusa z niewiarą w Jego boskość – ostatecznie nic nie zostaje oszczędzone przez czas. Inkwizytor jest przekonany o nieuchronnym końcu wszystkich rzeczy, o nieodwracalnym triumfie śmierci nad życiem. Tak jak trupy zachowują u Dostojewskiego więź z życiem, tak Inkwizytor utrzymuje stosunki wyłącznie ze „zwierzętami” (za jakich ma ludzi) i ze zmarłymi. Nie dostrzega żadnych przeszkód, nie odczuwa żadnej zwłoki. Otacza go pustka, lekkość, nieskończoność; „ani szczytu, ani dołu; żadnego punktu oparcia; pozostając bez ruchu, jak gdyby wiecznie ślizga się, wiecznie spada w otchłań”. Można powiedzieć, że wcale nie doznaje, jak twierdzi, ciężaru, tylko – przeciwnie – „tej niebywałej lekkości w sercu – tej strasznej pustki, spustoszenia, oderwania od wszystkiego, co istnieje” (Mereżkowski). Także Chrystus, którego pojmał, a teraz przesłuchuje, jest Chrystusem z obrazu Holbeina, który tak wstrząsnął życiem pewnego „idioty” – Chrystusem już umarłym, rozkładającym się wraz z całym chrześcijaństwem na jego – Inkwizytora – oczach.
Okrutne są zatem słowa Dostojewskiego; nie dają nadziei; podprowadzają człowieka na skraj przepaści, w którą ma runąć wszystko, co ludzkie. Czym zatem jest w takim świecie milczenie, zwłaszcza milczenie Chrystusa, którym kończy się monolog Wielkiego Inkwizytora? Jest ono Słowem bezdomnym, Słowem poszukującym dla siebie miejsca w widzialnej rzeczywistości, którego jednak nie znajduje. Stanowi próbę wyjścia poza euklidesowy rozum. W nieeuklidesowym świecie religijność pozostaje małomówna. Tak też należy czytać słowa samego Dostojewskiego, który wyznał, że gdyby Chrystus żył poza prawdą, a prawda znajdowała się poza Chrystusem, wybrałby nie prawdę, a Chrystusa. Prawda i kłamstwo kształtują stosunki między ludźmi. „Chociaż kłamiemy, bo i ja przecież kłamię – to słowa Razumichina, bohatera Zbrodni i kary – to dokłamiemy się wreszcie do prawdy, ponieważ stoimy na szlachetnej drodze”. Może i tak, ale prędzej – nie. Będzie to bowiem droga prowadząca nas z powrotem do znanego nam świata. Natomiast milczący Chrystus wyznacza zupełnie inną trajektorię. „Jeśli ktoś chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój” (Mt 16,24). To droga miłości, mówi nam Dostojewski, która pomaga wyjść poza doczesne dekoracje, poza wodewil, groteskę, maskaradę. Innej drogi nie ma. Inna droga jest kłamstwem.
Piotr Nowak
Zastępca Redaktora Naczelnego
Metafizyka, kultura, religia
Pewien Rosjanin, któremu zarzucano chroniczną niepunktualność i brak szacunku dla innych, miał odpowiedzieć: „Tak, życie to rzecz trudna! Są w nim chwile, które należy przeżyć w sposób właściwy, a to jest o wiele ważniejsze niż spóźnienie na spotkanie”. W sposób właściwy, mógłby dodać Dostojewski, należy przeżywać nie chwile, ale całe swoje życie. A także – być może – jego śmierć.
Śmierć czyni rzeczywistość czymś strasznym, prawa naturalne – czymś nieubłaganym. Człowiekowi ciężko jest żyć z taką wiedzą, dlatego chce ją zaczarować, zagadać. W twórczości Dostojewskiego zagaduje ją diabeł, zagadują też zwykli ludzie. Świat, powiadają, ma postać wodewilu. Bliżej mu do groteski niż do tragedii. Bawmy się zatem aż do utraty sensu i tchu, aż do otumanienia zmysłów, gdyż nawet po śmierci żadnej śmierci przecież nie ma. „Po śmierci ciało jeszcze raz jakby ożywa, resztki życia koncentrują się, ale tylko w świadomości” – stwierdza u Dostojewskiego pewien nieboszczyk podczas menippejskiej konwersacji. „Nie potrafię dokładnie wytłumaczyć, ale jest to tak, jakby życie trwało nadal siłą bezwładności”. Śmierć zatem to akt złej wiary, rezultat przyjęcia fałszywych założeń. Skoro żyjemy – powtórzmy ten wytarty sofizmat – śmierci nie ma, a gdy nadchodzi, nie ma nas. Bohaterowie Dostojewskiego kwestionują nawet to – mogłoby się wydawać – zdroworozsądkowe ustalenie. Po śmierci czeka nas, mówią, życie – życie wieczne: te same przyjemności, ta sama groteska, ten sam bal, określające doczesność ludzką. Perspektywa, o której tu mowa, to punkt widzenia zwierząt zamkniętych w chwili teraźniejszej jak w klatce. Jego antypody stanowi świadomość Wielkiego Inkwizytora, bohatera opętańczej mowy Iwana Karamazowa. W wizji Inkwizytora, w której zwalczają się najbardziej skłócone idee – miłość do ludzi z pogardą do nich, adoracja Chrystusa z niewiarą w Jego boskość – ostatecznie nic nie zostaje oszczędzone przez czas. Inkwizytor jest przekonany o nieuchronnym końcu wszystkich rzeczy, o nieodwracalnym triumfie śmierci nad życiem. Tak jak trupy zachowują u Dostojewskiego więź z życiem, tak Inkwizytor utrzymuje stosunki wyłącznie ze „zwierzętami” (za jakich ma ludzi) i ze zmarłymi. Nie dostrzega żadnych przeszkód, nie odczuwa żadnej zwłoki. Otacza go pustka, lekkość, nieskończoność; „ani szczytu, ani dołu; żadnego punktu oparcia; pozostając bez ruchu, jak gdyby wiecznie ślizga się, wiecznie spada w otchłań”. Można powiedzieć, że wcale nie doznaje, jak twierdzi, ciężaru, tylko – przeciwnie – „tej niebywałej lekkości w sercu – tej strasznej pustki, spustoszenia, oderwania od wszystkiego, co istnieje” (Mereżkowski). Także Chrystus, którego pojmał, a teraz przesłuchuje, jest Chrystusem z obrazu Holbeina, który tak wstrząsnął życiem pewnego „idioty” – Chrystusem już umarłym, rozkładającym się wraz z całym chrześcijaństwem na jego – Inkwizytora – oczach.
Okrutne są zatem słowa Dostojewskiego; nie dają nadziei; podprowadzają człowieka na skraj przepaści, w którą ma runąć wszystko, co ludzkie. Czym zatem jest w takim świecie milczenie, zwłaszcza milczenie Chrystusa, którym kończy się monolog Wielkiego Inkwizytora? Jest ono Słowem bezdomnym, Słowem poszukującym dla siebie miejsca w widzialnej rzeczywistości, którego jednak nie znajduje. Stanowi próbę wyjścia poza euklidesowy rozum. W nieeuklidesowym świecie religijność pozostaje małomówna. Tak też należy czytać słowa samego Dostojewskiego, który wyznał, że gdyby Chrystus żył poza prawdą, a prawda znajdowała się poza Chrystusem, wybrałby nie prawdę, a Chrystusa. Prawda i kłamstwo kształtują stosunki między ludźmi. „Chociaż kłamiemy, bo i ja przecież kłamię – to słowa Razumichina, bohatera Zbrodni i kary – to dokłamiemy się wreszcie do prawdy, ponieważ stoimy na szlachetnej drodze”. Może i tak, ale prędzej – nie. Będzie to bowiem droga prowadząca nas z powrotem do znanego nam świata. Natomiast milczący Chrystus wyznacza zupełnie inną trajektorię. „Jeśli ktoś chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój” (Mt 16,24). To droga miłości, mówi nam Dostojewski, która pomaga wyjść poza doczesne dekoracje, poza wodewil, groteskę, maskaradę. Innej drogi nie ma. Inna droga jest kłamstwem.
Piotr Nowak
Zastępca Redaktora Naczelnego
Klienci, którzy oglądali tą książkę oglądali także:
• Dyktatura
• Wandalizm rewolucji
• Dostojewski, czyli rzecz o dramacie człowieka
• Dorzecze dolnej Nysy Łużyckiej w schyłku starożytności
• Dornier Do 22
• Anatomia rewolucji
• Doświadczenie dwóch totalitaryzmów Interpretacje
• Dostojewski i Przeklęte problemy
• Doświadczenia kata
• Cyrankiewicz Wieczny premier
• Wandalizm rewolucji
• Dostojewski, czyli rzecz o dramacie człowieka
• Dorzecze dolnej Nysy Łużyckiej w schyłku starożytności
• Dornier Do 22
• Anatomia rewolucji
• Doświadczenie dwóch totalitaryzmów Interpretacje
• Dostojewski i Przeklęte problemy
• Doświadczenia kata
• Cyrankiewicz Wieczny premier